Drużyna z zachodniopomorskiego do Łańcuta przyjechała z dwoma wygranymi na koncie, ale zwłaszcza w pierwszym spotkaniu w Stargardzie nie przyszło jej to łatwo. Dysponujący mniej doświadczoną ławką Sokół na sześć minut przed końcem prowadził jedenastoma punktami, lecz przez sporo błędów pod bronioną tablicą przegrał. W niedzielnym spotkaniu po przerwie gracze Dariusza Kaszowskiego wyraźnie opadli z sił i nie zdołali utrzymać tempa gospodarzy.
Ze względu na zajętość hali MOSiR w weekend mecz nietypowo odbył się w czwartek, nie przeszkodziło to kibicom w szczelnym wypełnieniu łańcuckiego obiektu. W hali pojawiła się też blisko 40-osobowa grupa fanów „biało-bordowych”, która wspólnie z kibicami Sokoła stworzyła świetną atmosferę na trybunach.
Mecz lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy po serii szybkich ataków oraz licznych ponowień akcji pod koniec pierwszej kwarty objęli prowadzenie 25:17. W tym fragmencie spotkania prowadzący grę zespołu Dawid Bręk dobre momenty, przeplatał prostymi stratami, ale gdy tylko zaczął lepiej panować nad piłką oraz ustawieniem kolegów, Spójnia zaczęła odrabiać straty.
Na początku drugiej odsłony goście doprowadzili do wyniku 32:32, ale wchodzący z ławki Artur Włodarczyk oraz aktywny, choć mało skuteczny Maciej Parszewski mocno przyczynili się do siedmiopunktowej przewagi Sokoła.
W dużej mierze za sprawą Dawida Bręka (10 punktów i 8 asyst do przerwy) oraz rezerwowego Wojciecha Frasia Spójnia jeszcze przed przerwą odzyskała prowadzenie, które potrafiła powiększyć z każdą minutą drugiej połowy.
Graczom Krzysztofa Koziorowicza skutecznie udało się zatrzymać zwłaszcza Macieja Klimę. Doświadczony podkoszowy Sokoła, gdy schodził z boiska pod koniec pierwszej kwarty miał na swoim koncie 9 punktów i 5 zbiórek, ale w kolejnych trzynastu minutach trafił tylko 1 z 6 rzutów z gry, nie wymusił też faulu, po którym wykonywałby rzuty wolne.
Po zmianie stron Dawid Bręk dalej kontynuował dobrą grę, a jego trójki (4 na 8 w całym meczu) zapewniły duży komfort psychiczny przyjezdnym.
Sokół zmieniał obronę, próbował pułapek jeszcze na połowie rywala, ale długo nie mógł zbliżyć się na odległość jednego rzutu z gry. Udało się to graczom Dariusza Kaszowskiego na 100 sekund przed końcem, gdy akcję w polu trzech sekund wykonał Klima. Wcześniej olbrzymi wkład w odrobienie strat miał Artur Włodarczyk, rzucając w czwartej odsłonie 11 punktów.
Gdy Hubert Pabian a później Marcin Dymała nie trafili swoich rzutów z dystansu, Sokół miał dużą szansę na doprowadzenie do remisu, lecz przy wyniku 81:84 Artur Włodarczyk nie wykorzystał nieco siłowej akcji.
W odpowiedzi MVP rundy zasadniczej Hubert Pabian trafił spod kosza, a Alan Czukowski umieścił w koszu dwa rzuty wolne i Spójnia zyskała niewielki zapas punktowy. Gospodarze dalej ambitnie walczyli, lecz nie starczyło im czasu, aby doprowadzić do co najmniej dogrywki.
Oprócz Dawida Bręka – 16 pkt, 12 asyst i 4 zbiórki, dużą systematycznością w całym meczu wykazał się Hubert Pabian – 20 pkt i 5 zbiórek.
Po 21 punktów dla Sokoła uzyskali Marek Zywert oraz Artur Włodarczyk.
Po 14 latach @SpojniaStargard wraca do #plkpl
— Adam Wall (@adamwall84) 17 maja 2018
Gratulacje!@GoSpojnia pic.twitter.com/VzxPxRa1E4
Medale oraz pamiątkowe puchary wręczył obu zespołom prezes Polskiego Związku Koszykówki Grzegorz Bachański.
Trener Krzysztof Koziorowicz (Spójnia): Presję bycia faworytem znosiliśmy przez całą rundę zasadniczą a później fazę play-off. Żeby móc sprostać temu zadaniu, trzeba było mieć tak wspaniałą grupę chłopaków i sztab, z jakim przyszło mi współpracować. Gdy kilka lat temu na stałe powróciłem do Stargardu, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że będę świętował powrót zespołu do ekstraklasy. Łańcut w finale postawił nam poprzeczkę bardzo wysoko.
Trener Dariusz Kaszowski (Sokół): W rundzie zasadniczej bardzo wyraźnie przegraliśmy mecze ze Spójnią, ale w fazie play-off zespół rósł z każdym spotkaniem i myślę, że stworzył niezłe widowiska w finale. Pomimo jednej wysokiej porażki, w dwóch pozostałych meczach Spójnia musiała się sporo napracować, aby wygrać mecze. Na pewno przydałby się dłuższy odpoczynek pomiędzy spotkaniami w Stargardzie a Łańcucie, ponieważ rotacja w zespole Spójni była większa. My fizycznie byliśmy dobrze przygotowani do sezonu, ale przy takiej intensywności gry, krótkie przerwy zawsze przydają się zawodnikom. Obie grupy kibiców stworzyły fantastyczną atmosferę w Łańcucie.
Wynik trzeciego meczu finału:
Stan rywalizacji - 3:0 dla Spójni