- Zespół źle zareagował na bardzo agresywną obronę Legii w pierwszym meczu. Dawno nie spotkaliśmy się z tak dużą presją ze strony rywali. Wychodząc na parkiet wiedzieliśmy, że albo wygramy i przeżyjemy, albo przegramy i zgniemy - przekonywał trener drużyny z Podkarpacia Michał Baran.
Legia w fazie play-off, a zwłaszcza podczas półfinałowych konfrontacji z Max Elektro Sokołem, przyzwyczaiła, że rozkręca się powoli, poprawiając grę w defensywie z każdą kolejną minutą. Tymczasem drugi mecz finału w Krośnie wyglądał zupełnie inaczej. Lepiej mecz rozpoczęli warszawianie, obejmując prowadzeie 6:2, ale później brakowało im skuteczności w ataku oraz cierpliwości w obronie.
- To jest play-off, może to są trudy drugiego meczu, może zbyt wcześnie uwierzyliśmy, że po sobotnim zwycięstwie coś nam pójdzie łatwiej. Rzeczywiście byliśmy jednak trochę zbyt apatyczni, brakowało nam tej energii z pierwszego meczu - analizował szkoleniowiec Legii, Piotr Bakun.
- Nie było wiele czasu na analizę tego, co stało się w sobotę. Mieliśmy rano krótki trening taktyczny i rozruch, natomiast o wyniku zadecydowała walka, wręcz wojna, którą stoczyliśmy na boisku z drużyną Legii. Szczególnie obroną, która to była wcześniej atutem drużyny z Warszawy. Widać my też potrafimy bronić, jednocześnie dobrze grając w ataku - cieszył się trener krośnian Michał Baran.
- Wszyscy wiedzieliśmy, że możemy wygrać z Legią. Mieliśmy świadomość, że w sobotę to nie był nasz mecz. Wyszliśmy bez agresji, którą prezentujemy zazwyczaj. Jeżeli się "nakręcimy", to gra nam się dużo lepiej, wszyscy się wspieramy i tego brakowało w pierwszym meczu - mówił obrońca Miasta Szkła, Dawid Bręk.
To własnie on dał sygnał do ataku miejscowym zdobywając 8 z 18 punktów gospodarzy. Po akcjach Bręka oraz zbiórkach Jakuba Dłuskiego (4) Miasto Szkła objęło prowadzenie, które po dziesięciu minutach gry wynosiło sześć punktów, a na zakończenie pierwszej połowy sięgnęło 13. Legia w końcówce półfinałowej rywalizacji z Max Elektro Sokołem zaprezentowała bardzo dobrą skutecznośc z dystansu, nieźle wypadła także w sobotnim starciu, ale drugi mecz finału rozpoczęła źle, pudłując 7 kolejnych prób. Tę niemoc przerwali dopiero zawodnicy, którzy nie są znani z najlepszej skuteczności z obwodu, czyli Mateusz Bierwagen i Łukasz Wilczek. Legia zbliżyła się wówczas na trzy punkty, ale na więcej nie potrafiła.
- Rzeczywiście nie trafialiśmy, ale z Kukłą było też tak, że on poprostu nie rzucał, choć miał taką możliwość. Dostawał dobre podania, ale starał się jeszcze podzielić piłką, czy też minąć obrońcę. Sam przyznał po meczu, że nie wie, dlaczego tak się stało. Na następny mecz na pewno będziemy przygotowani. Wierzę, że Kukła czy Adam Parzych się nie zawahają się w dobrej sytuacji rzutowej - tłumaczył trener stołecznego zespołu.
- Grzesiek Kukiełka zrobił nam w sobotę dużą krzywdę, dlatego zmieniłem krycie i od początku zaopiekował się nim Dariusz Oczkowicz, który wypadł doskonale. Cała obrona była jednak agresywna. Była rotacja, nie było wolnych pozycji - wyliczał Baran.
Na początku drugiej połowy lekkie zamieszanie pod koszem Miasta Szkła wywołał doświadczony Cezary Trybański, który rzucił bądź wypracował cztery punkty, dzięki czemu goście zbliżyli się na dziewięć. Od wyniku 46:37 w połowie trzeciej kwarty zespół Michała Barana kolejne trzy minuty wygrał aż 13:1 i było po meczu. Czwarta kwarta losów rywalizacji już nie zmieniła, choć Łukasz Wilczek i Jakub Dłuski walką w parterze o sporną piłkę pokazali, że żadna ze stron nie zamierza za darmo oddawać kolejnych punktów.
- Mocna, agresywna gra, pozwalała nam wychodzić z szybkim atakiem i przyniosła zwycięstwo w pierwszym meczu. W niedzielę tego zabrakło. Nie najlepsza skuteczność z dystansu i momentami zbyt "miękka" obrona, pozwoliła rywalom na wypracowanie zbyt wielu dobrych pozycji rzutowych - wyliczał koszykarz Legii, Adam Linowski.
- Wiele spotkań wygraliśmy znaczną różnicą punktów i tak naprawdę mieliśmy niewiele możliwości do grania meczów na styku. Brakowało nam takich spotkań w sezonie, pod kątem finałowej rywalizacji. Dobrze, że się podnieśliśmy. Może to dziwnie zabrzmi, ale sami zastanawialiśmy się, czy ta porażka w pierwszym meczu, nie wyszła nam na dobre - przyznał Dawd Bręk.
Atutem krośnian w drugim meczu finału była duża wszechstronność w ataku. W każdej kwarcie inny zawodnik był bowiem liderem punktowym drużyny. Najpierw był nim wspomniany Dawid Bręk, później Patryk Pełka (6 pkt w drugiej kwarcie), a następnie Michał Baran (6 w trzecie) i Dariusz Wyka (8 w ostatniej).
- Graliśmy zespołową koszykówkę, w wielu akcjach wymieniając po sześć, siedem podań, to otwierało drogę do wolnej pozycji do rzutu. Naszą siłą jest kolektyw, drużyna. Nigdy nie wiadomo, kto włączy się w zdobywanie punktów i chcemy, aby tak było dalej - stwierdził Michał Baran.
- Nawet gdy prowadziliśmy wyraźnie, dalej chcieliśmy grać dobrze, aby zachować w pamięci jak najwięcej udanych zagrań. Legia na pewno będzie to miała w głowie, ale nie ma co się na tym skupiać. W play-off nie liczy się jaką różnicą będziesz wygrywał mecze, tylko ile ich wygrasz - zauważył Dawid Bręk.
- Mając świadomość tego, co wydarzyło się w weekend w Krośnie, w pierwszej kolejności chcę skupić się na sobotnim meczu i tylko o nim będziemy teraz myśleć. Co będzie później, przekonamy się dopiero w kolejnym dniu. Mentalnie będziemy przygotowani do zawodów - deklaruje Piotr Bakun.
-Tylko walką byliśmy w stanie zatrzymać Legię na 62 punktach. To jednak goście wygrali jeden mecz w Krośnie i na pewno są bardziej zadowoleni z wyniku niz my. Nie jesteśmy na straconej pozycji w Warszawie. Gwarantuję walkę mojego zespołu. Myślę, że presja będzie paralizować drużynę z Warszawy, my będziemy grać na luzie i postaramy się przywieźć przynajmniej jedno zwycięstwo z Warszawy - dodaje opiekun Miasta Szkła.
- Musimy teraz obronić własny parkiet i mam nadzieję, że to zrobimy. W Warszawie jest zawsze gorący doping, a kibice dodają nam skrzydeł. Plan minimum zrealizowaliśmy, nikt nie mówił, że będzie lekko. To jest finał, to są dwie najlepsze drużyny w lidze - mówi podkoszowy Legii, Adam Linowski.
Kolejne spotkanie w sobotę o godzinie 18 w Warszawie. Gra się do trzech wygranych.
Wynik drugiego meczu finałowego
Stan rywalizacji - 1:1. Trzecie spotkanie 14 maja (sobota) w Warszawie.
Adam Wall