Trener Miasta Szkła Michał Baran przed półfinałową rywalizacją z GKS Tychy przekonywał, że jego podopiecznym dobrze gra się z GKS Tychy. Szybko potwierdziły to wydarzenia na parkiecie. Preferujący grę na obwodzie tyszanie nie byli w stanie zatrzymać podkoszowych rywali. W pierwszych minutach bezbłędny z pola trzech sekund był Jakub Dłuski, później włączył się rezerwowy Dariusz Wyka. Obaj w pierwszej połowie trafili 8 z 8 prób za dwa punkty, a podwajani przez gości dobrze oddawali piłkę kolegom z drużyny (m.in. 4 asysty Dłuskiego). GKS utrzymywał się w grze głównie dzięki niezłej grze w ataku (43 punkty w 20 minut), w obronie stracił ich jednak 57.
Doprze pilnowany przez rywali w pierwszej połowie Dariusz Oczkowicz trafił tylko 1 z 3 rzutów z gry, ale w drugiej odsłonie szybko pokazał, dlaczego trenerzy pierwszoligowych klubów przyznali mu tytuł MVP sezonu zasadniczego. W trzy minuty obrońca gospodarzy trafił trzy trójki, a przez zaledwie 6 minut drugiej zapisał na swoim koncie 14. Miasto Szkła prowadziło już wówczas różnicą ponad trzydziestu punktów i mogło spokojnie myśleć o kolejnych minutach spotkania. GKS walczył, ale strat nie zdołał już zniwelować.
Po 30 minutach gospodarze prowadzili 91:59, trafiając przy tym 14 trójek i mieli duże szanse na poprawienie rekordu sezonu w liczbie zdobytych punktów i trafionych rzutów z obwodu. Nie zdołali, choć trzycyfrowy dorobek punktowy mieli na swoim koncie na 220 sekund przed końcem meczu.
Miasto Szkła w całym spotkaniu trafiło 53% rzutów z gry oraz aż 60 za dwa punkty. GKS z 14 prób za 1 wykorzystał tylko 4.
Stan rywalizacji - 1:0 dla Miasta Szkła. Kolejne spotkanie w niedzielę o godzinie 18:00 w Krośnie.
Także w drugim sobotnim półfinale pierwszej ligi gospodarze prowadzili od początku do końca, choć zawody nie były już tak jednostronne jak w Krośnie. Duża w tym zasługa doświadczonych Jerzego Koszuty i Adriana Mroczka-Truskowskiego. Obaj zdobyli łącznie 17 punktów do przerwy, umiejętnie rozciągali też grę, znajdując dobrze ustawionych kolegów (łącznie 8 asyst). Max Elektro Sokół pierwszą odsłonę wygrał 26:19 i przez dłuższy czas utrzymywał kilkupunktową przewagę.
W ćwierćfinałowej rywalizacji z Astorią stołeczna Legia zdominowała walkę w polu trzech sekund, ale w Łańcucie to gospodarze potrafili zebrać więcej piłek, byli też wyraźnie skuteczniejsi z gry. Po trójce Marcela Wilczka podopieczni Piotra Bakuna zbliżyli się na dwa punkty (69:67) na cztery minuty przed końcem, ale wówczas miejscowi zdobyli osiem punktów z rzędu i utrzymali prowadzenie.
Legii nie pomogło 11 punktów, 9 zbiórek (w tym 5 w ataku) i 8 asyst Łukasza Wilczka. Tylko dwóch zawodników gości (Michał Aleksandrowicz i Michał Bierwagen) trafiło więcej niż 1 rzut z gry, mając przy tym skuteczność na poziomie minimum 50 procent. Dla porównania wśród zawodników Dariusza Kaszowskiego takim osiągnięciem mogło się pochwalić aż sześciu graczy.
Stan rywalizacji - 1:0 dla Max Elektro Sokoła. Kolejne spotkanie w niedzielę o godzina 17:30 w Łańcucie
Adam Wal